Początek spotkania należał do bardzo wyrównanych. Obie drużyny bardzo długo rozgrywały piłkę, gdyż obrona od pierwszej syreny stała na wysokim poziomie. Świetny start zaliczył Michał Sitnik, który w dwóch akcjach z rzędu najpierw przejął piłkę, a potem samodzielnie przeprowadził szybki atak (raz został sfaulowany). Jednak nawet te dwie akcje w rezultacie nie dały przewagi miejscowym, bo drużyna z Lublina potrafiła szybko odrobić straty i wyjść na siedmiopunktowe prowadzenie. AZS UMCS Start II Lublin imponował organizacją gry defensywnej i umiejętnością podejmowania dobrych decyzji rzutowych. W bardzo trudnym momencie Kacper Gordon przeprowadził spektakularną akcję “2+1”, która zbliżyła Śląsk do Startu na pięć oczek. Wejście młodego rozgrywającego usprawniło grę wrocławian w ataku, ale defensywa z minuty na minutę wyglądała coraz gorzej. Wcześniej wspomniany Gordon był precyzyjny – w samej pierwszej kwarcie zdobył aż 13 punktów (100% skuteczności zza łuku!), ale to goście z sześciopunktową przewagą kończyli pierwszą kwartę.
To, co rzuciło się w oczy od początku drugiej kwarty, to poprawa Śląska w grze obronnej. Dzięki lepszej organizacji defensywy udało się odrobić straty i wyjść na remis.
Koszykarze z Wrocławia niesieni dopingiem z trybun w pewnym momencie urządzili sobie ofensywny koncert i podwyższyli prowadzenie do ośmiu punktów. Przewaga jednak nie była zbyt duża i Start Lublin miał tego świadomość. Podopieczni Przemysława Łuszczewskiego nawet przez chwilę nie odpuszczali i nie dali odskoczyć Śląskowi na więcej niż wcześniej wspomniane osiem oczek. Co więcej, rozpędzony Start okazał się nie do zatrzymania i odzyskał prowadzenie. Śląsk pracował całą kwartę, ale chwila dekoncentracji doprowadziła do powrotu koszmarów z pierwszych dziesięciu minut. Na przerwę TBS Śląsk II Wrocław schodził przegrywając 46:49.
Druga połowa rozpoczęła się niezwykle intensywnie. Zarówno, Śląsk, jak i Start starały się grać bardzo szybko, by zaskoczyć rywala. Pierwsze trzy minuty przypominały wyścig sprinterski, co z pewnością podobało się kibicom na trybunach. Cały czas jednak to lublinianie byli na prowadzeniu. Na każdy dobry rzut z półdystansu, czy skutecznego pod koszem Walczaka potrafili szybko i skutecznie odpowiedzieć. Byliśmy świadkami najbardziej wyrównanego starcia na Kosynierce w dotychczasowych meczach ligowych. W ostatnich minutach obie strony popełniały niezliczoną ilość błędów i niepotrzebnych fauli. Zacięta walka w trzeciej kwarcie zakończyła się wynikiem 64:70.
Oczywiste było, że ostatnia kwarta zmusi TBS Śląsk II Wrocław do postawienia wszystkiego na jedną kartę. Krótka przerwa nie ochłodziła głów koszykarzy i zapowiadało się, że czeka nas szalona i emocjonująca końcówka spotkania. Ostatnią część meczu lepiej rozpoczął Start, który podwyższył prowadzenie do dziesięciu punktów.
Wówczas sprawy w swoje ręce wziął kapitan gospodarzy Sebastian Bożenko. Jego umiejętności przywódcze i wizja gry pozwoliły Śląskowi wrócić do walki. W niecałe trzydzieści sekund przewaga Startu stopniała do czterech oczek. Problemem gospodarzy były jednak faule. Śląsk musiał być bardzo ostrożny w defensywie, gdyż każde kolejne przewinienie oznaczało rzut wolny dla rywala. Sytuacja u gości wyglądała podobnie – na 5.50 przed końcem obie drużyny miały już po pięć fauli. Ostatnie minuty zwiastowały niesłychane emocje. Wielką ambicją wykazał się ponownie Bożenko. Najpierw popełnił prosty błąd przy podaniu do Leńczuka, ale chwilę później odebrał piłkę pod własnym koszem i rozpoczął akcję, która ponownie dała Śląskowi remis. Pół minuty później kapitan TBS Śląska II zmarnował dwa rzuty wolne i przyjezdni oddalili się na trzy punkty. Końcówka ostatecznie należała do gości, którzy nie wypuścili prowadzenia z rąk do samego końca. Tym samym AZS UMCS Start II Lublin wygrywa na Kosynierce 92:88 z TBS Śląskiem II Wrocław i ma już na koncie trzy zwycięstwa.
TBS Śląsk II Wrocław - AZS UMCS Start II Lublin 88:92